Dzisiaj, 19 stycznia 2015 roku, opublikowano na stronach bankier.pl kolejny wywiad z moją skromną osobą.
Wywiad został przeprowadzony przed decyzją SNB znoszącą sztywny kurs CHF do Euro, więc nie ma w nim poruszonych adekwatnych zagadnień.
Wywiad przeprowadził analityk bankier.pl – Michał Kisiel.
Poniżej treść wywiadu: „O co walczą frankowcy z Bankiem Millennium?”
Na łamach Bankier.pl od kilku miesięcy śledzimy losy pozwu zbiorowego przeciwko Bankowi Millennium.
Pod wieloma względami sprawa jest niezwykle interesująca – bank był ważnym graczem na rynku kredytów walutowych, a kwestionowany przez pozywających zapis w umowach, w nieco innej formie, pojawiał się także w umowach hipotecznych innych banków.
Instytucja pozwu zbiorowego jest stosunkowo mało znana – w polskim prawie funkcjonuje od niedawna. Możliwość wspólnego wystąpienia grupy osób, które chcą wystąpić w takiej samej sprawie, wykorzystana została już z powodzeniem przez „Nabitych w mBank”. W poprzednim roku do sądów trafiły kolejne wnioski, w tym przeciwko Bankowi Millennium, gdzie liczba pozywających jest rekordowa w krótkiej historii starć na linii konsumenci-banki. O tym, jak rozwija się sytuacja rozmawiamy z Piotrem Walaszczykiem, jednym z inicjatorów pozwu.
Michał Kisiel, Bankier.pl: Na jakim etapie jest obecnie pozew zbiorowy przeciwko Bankowi Millennium? Ile osób przyłączyło się do pozwu i czy mogą do niego dołączać kolejni zainteresowani?
Piotr Walaszczyk: Pozew zbiorowy został złożony w sądzie 13 czerwca 2014 r. Reprezentuje nas Kancelaria Drzewiecki, Tomaszek i Wspólnicy Sp.k. Pozyskaliśmy, jako reprezentanta grupy, Rzecznika Praw Konsumenta z Olsztyna, panią Jadwigę Urbańską. Po jednokrotnym odroczeniu, 31 grudnia 2014 r., Bank Millennium złożył w sądzie odpowiedź na pozew. Odpowiedź ta ma 91 stron.
Aktualnie czekamy na decyzję sądu o dalszym biegu zdarzeń w pozwie. Formalnie pozew został przyjęty – nie zawiera żadnych uchybień. Obecnie 2273 osób jest powodami. Dodatkowo do kancelarii codziennie wpływają nowe zgłoszenia. Jest ich na dziś ponad 1200.
Oczywiście do pozwu można nadal się przyłączać. Wszystkie wiadomości można uzyskać na stronie informującej o sprawie.
Co jest główną osią sporu?
Osią sporu są klauzule nielegalne stosowane przez Bank Millennium w kredytach indeksowanych do franka szwajcarskiego. Klauzule wpisane przez Sąd Ochrony Konkurencji i Konsumentów do rejestru klauzul niedozwolonych, są nieważne od momentu ich wpisania do umowy (od momentu wpisania, nie od momentu ogłoszenia wyroku).
W naszym pozwie klauzule te określają kurs wymiany franka szwajcarskiego na złote. SOKiK uznał, że przeliczenie kursu według Tabeli Banku, ogłaszanej jednostronnie przez bank, bez żadnego odniesienia do jakichkolwiek wskaźników rynkowych, jest niezgodny z polskim prawem i rażąco narusza interesy kredytobiorców.
„Nieszczęśliwie” dla banku, usunięcie nielegalnych klauzul z umowy powoduje, że umowy hipoteczne nie zawierają żadnego innego punktu związanego z kursem przeliczenia. Jednocześnie sama umowa nie traci spójności. Po prostu jest mniej korzystna dla banku. Zarabia on tylko na marży i oprocentowaniu. Wszelkie nielegalnie osiągnięte dochody, wynikające z przewalutowania kwoty kredytu (w wielu przypadkach jest to podwyższenie o 60 proc., a nawet o 80 proc.) i rat będą musiały być przez bank zwrócone pozywającym.
Czego domagacie się Państwo od banku?
W procesie żądamy od Banku Millennium naprawy szkody związanej z zastosowaniem w umowach kredytowych klauzul wpisanych do rejestru klauzul niedozwolonych Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Pozew dotyczy kwestii ustalenia odpowiedzialności banku. Po wygraniu sprawy, kolejne, indywidualne pozwy kredytobiorców będą wnosiły o konkretne już kwoty odszkodowania. Z racji braku procedury precedensu w polskim prawie, tylko uczestnicy pozwu zbiorowego będą mieli rozstrzygniętą już kwestię odpowiedzialności banku – pozostanie tylko wyznaczenie kwot. Osoby spoza pozwu będą musiały w swoich postępowaniach nadal udowadniać odpowiedzialność banku.
Czy to oznacza także, że kredyt będzie oprocentowany stawką LIBOR 3M CHF plus marża, ale zobowiązanie będzie wyrażone w złotych od samego początku umowy?
Najpierw może pewne wyjaśnienie. Zalecenia z Unii Europejskiej, przyjęte przez polski system prawny, nakazują traktowanie nielegalnych zapisów w umowach tak, jakby nie istniały. Żadna ze stron ani sąd nie może wprowadzać na ich miejsce innych punktów.
Zasada ta ma głębokie uzasadnienie – gdyby zamiast nielegalnych punktów wprowadzać inne, prostujące sytuację, to żaden przedsiębiorca nie miałby powodu unikać obciążania klientów zapisami nielegalnymi. Nawet gdyby w końcu udowodniono w sądzie ich nielegalność, to mógłby liczyć na nieszkodliwą dla siebie ich zmianę.
W związku z powyższym odpowiedź na pytanie brzmi: tak. Nasz wzorzec umowy nie traci spójności po usunięciu nielegalnych punktów, a z pozostałej treści wynika, że kredyt powinien być oprocentowany stawką LIBOR 3M i marżą.
Ile osób szacunkowo może mieć w umowach zapis, który zakwestionował UOKiK? Czy podobne sprawy mogą dotyczyć innych banków?
Bank Millennium był w czołówce udzielających kredytów indeksowanych do franka szwajcarskiego w latach 2005 do 2008. Gdy kurs franka zaczął rosnąć, bardzo szybko wycofał się z tej oferty. Oczywiście odpowiedzi na pytanie, ile osób ma taki zapis, może udzielić tylko Bank Millennium, ale szacujemy, że jest to około 50 do 60 tysięcy umów.
Oczywiście większość osób z kredytami nigdy się nie zorientuje, że bank, traktowany zwykle jako instytucja zaufania publicznego, może grać wobec swoich klientów nie fair i nie wystąpi do sądu. Wielu nawet nie będzie wiedziało, że mogą upomnieć się o jakieś odszkodowanie za działalność banku – niestety nie każdy czuje potrzebę orientowania się w tym, co dzieje się na rynku finansowym.
Podobne sprawy dotyczą także innych banków. W przypadku Banku Millennium mamy ten komfort, że nie musimy udowadniać, że nielegalna klauzula jest tożsama z wpisem w naszych umowach, bo wyrok SOKiK nr 3178 jest odniesieniem dokładnie do naszej klauzuli. Z tego co wiem, to inne pozwy już się toczą, ale na mniejszą skalę.
Czy uważa Pan, że problem kredytów we frankach powinien doczekać się bardziej całościowego rozwiązania?
Problem kredytów frankowych jest bardziej problemem banku i jego klientów. Banki swego czasu wypatrzyły okazję do ogromnego zarobku. Na rynkach, gdzie było to dopuszczalne (Europa Centralna), wprowadziły kredyty obciążone olbrzymim ryzykiem. Jednocześnie tak skonstruowały umowy, by całe ryzyko przenieść na klienta. Bank nie ryzykował na walucie – kwota kredytu, we frankach, była w posiadaniu banku maksymalnie przez kilka godzin (opieram się na wypowiedziach Jana Krzysztofa Bieleckiego).
Przy spadku kursu franka osiągał zysk normalny, kredytowy, a przy wzroście kursu zysk ulegał znaczącemu zwiększeniu. Nierówność stron w tej „transakcji” została już zauważona i napiętnowana w polskim i europejskim prawie. Teraz już tylko sprawą uczciwości banków i ewentualnych pozwów jest przywrócenie stanu równowagi.
Myślę, że żadne całościowe rozwiązanie nie jest potrzebne. Zwłaszcza jeżeli miałyby być „pilotowane” przez polityków. Tego typu rozwiązania rzadko wychodzą komukolwiek na dobre. Chyba, że ma się za sobą potężną machinę lobbingu, a taką posiadają w tej sprawie banki, a nie kredytobiorcy. Jedyne, czego chcemy i możemy oczekiwać od naszego państwa, to wsparcie dla procesu respektowania polskiego prawa.
Jakie problemy szczególnie trapią frankowych kredytobiorców
Ważne dla kredytobiorców są dwie rzeczy:
- Nieproporcjonalność aktualnej kwoty kredytu do kwoty pożyczonej od banku. Aktualnie większość nieruchomości kupionych lub wybudowanych dzięki kredytom, mimo 7-10 lat regularnej spłaty, po sprzedaży nie zapewnia spłaty kredytu. Traci się miejsce zamieszkania, a kredyt nadal wisi nad człowiekiem.
- Przez zawyżenie kwoty kredytu po wzroście kursu franka wielu kredytobiorców zostało wciągniętych w pułapkę ubezpieczenia niskiego wkładu własnego. Można zauważyć, że kredyty walutowe były często udzielane na 110 proc. czy 120 proc. wartości mieszkania. Dzisiaj instytucje nadzorcze (KNF) grzmią, że to niedopuszczalne i dyrektywami nakazują bankom udzielanie kredytu na maksymalnie 80-90 proc. wartości mieszkania.
Samo Ubezpieczenie Niskiego Wkładu Własnego jest „instytucją”, która może wpędzić rodziny w kłopoty finansowe – bank co 3 lata żąda 3 proc. wartości kredytu, która przewyższa 80% wartości nieruchomości.
Proszę sobie wyobrazić dzisiejszą sytuację kogoś, kto brał kredyt na 110 proc. przy cenie franka 2 zł. To kilka lub kilkanaście tysięcy złotych. Co trzy lata. Żeby było jeszcze gorzej, to „ubezpieczenie” nie jest żadnym prawdziwym ubezpieczeniem. Jest dodatkowym dochodem banku.
W razie problemów z wartością mieszkania bank otrzymuje rekompensatę od towarzystwa ubezpieczeniowego, ale ta sama kwota jest później ściągana od kredytobiorcy. W skrócie klient płaci za ubezpieczenie banku, a sam odpowiada regresem. I ostatnie w tym punkcie – bank z uporem odmawia ujawnienia zapisów umowy z towarzystwem ubezpieczeniowym, nawet w sprawach sądowych, zasłaniając się tajemnicą handlową. Jednak opinie nieoficjalne i eksperckie mówią, że bank zarabia na UNWW od 92 do 95 proc. pobranej od kredytobiorcy kwoty.
Link do oryginalnej publikacji na bankier.pl: O co walczą frankowcy z Bankiem Millennium?.
Dobrze opisana sprawa,rzeczowo i na temat.
przystapilem rowniez do dwoch pozwow przeciwko millennium,jednak moj niepokoj dotyczy aneksu ktory podpisalem (dotyczy samodzielnej splaty we frankach) czy tym aneksem sie nie wkopalem, czy moglby ktos zerknac na te zapisy w moim aneksie?
pozdrawiam ekipe.
pawel z grudziadza
Aneks nie przeszkadza – można uczestniczyć w pozwie. W razie większych wątpliwości proszę skonsultować się z Kancelarią.
no tak aneks nie przeszkadza,ale czy podpisujac go nie zamknalem sobie furtki na ewentualna mozliwosc uznania splaty w zlotowkach przez sad.
mysle ,ze moze byc tak ,ze bank rozliczy mnie w latach 2007-2013 gdzie sam przeliczal franki a pozniej i tak zostanie mi kredyt we franku bo mam aneks aby uniknac spread
Pozew wykaże, że aneksy do usuniętych mocą wyroku SOKiK punktów umowy nie mają mocy prawnej i nie obowiązują kredytobiorców.
„Pozew dotyczy kwestii ustalenia odpowiedzialności banku. Po wygraniu sprawy, kolejne, indywidualne pozwy kredytobiorców będą wnosiły o konkretne już kwoty odszkodowania. Z racji braku procedury precedensu w polskim prawie, tylko uczestnicy pozwu zbiorowego będą mieli rozstrzygniętą już kwestię odpowiedzialności banku – pozostanie tylko wyznaczenie kwot. Osoby spoza pozwu będą musiały w swoich postępowaniach nadal udowadniać odpowiedzialność banku”.
To jest lekkie przekłamanie. Nawet osobą, które nie przystąpią do pozwu, to zapadłe orzeczenie pomoże, ponieważ wytyczy pewną linię, a odpowiedzialność banku i tak będzie oparta na bezpodstawnym wzbogaceniu.
„Najpierw może pewne wyjaśnienie. Zalecenia z Unii Europejskiej, przyjęte przez polski system prawny, nakazują traktowanie nielegalnych zapisów w umowach tak, jakby nie istniały. Żadna ze stron ani sąd nie może wprowadzać na ich miejsce innych punktów”.
Z tym też do końca nie jest tak, ponieważ jakkolwiek abuzywne klauzule nie obowiązują, to na ich miejsce wchodzą odpowiednie przepisy dyspozytywne, a nawet może to być zwyczaj.
Teraz pytanie – po co pozew grupowy?
1. Postępowanie – z przeturlaniem przez obie instancje, ukształtowaniem składu grupy, stwierdzeniem dopuszczalności powództwa zbiorowego (i ewentualnym zażaleniem) – trwa kilka lat (wystarczy spojrzeć na nabitych). Co im dał wyrok? NIC. Tylko rozgłos Kancelarii.
I tak muszą wytaczać indywidualne powództwa o zapłatę, żeby cokolwiek zyskać, co z kolei będzie znowu trochę trwało – z przeturlaniem się przez obie instancje.
W sprawie indywidualnej, od razu z pozwem o zapłatę sąd i tak by musiał zbadać, czy klauzula jest abuzywna, ale nie trwałoby to paru lat dla samego ustalenia tej kwestii. No i nie nabiłoby się kabzy wszelkiej maści kancelariom, koszącym klientów i mającym darmową reklamę.
Prośba – spytajcie swojej kancelarii (ja swoją spytałem) czy nie bardziej opłacałoby się wystąpić od razu z indywidualnym pozwem o zapłatę.
Oczywiście nie każdemu się chce indywidualnie angażować, woli pójść na łatwiznę i przyłączyć się do grupówki, ale nie wiem czy każdy jest uświadomiony, że nawet po korzystnym wyroku sądu (co jest raczej oczywiste, mając na uwadze dotychczasowe wyroki w tych sprawach), i tak będą musieli pozwać indywidualnie o zapłatę (a co za tym idzie ruszyć tyłek i wyłożyć po raz drugi kasę na prawników), co spowoduje, że obecnie tylko tracą czas.
Pozdrawiam
heh, długi komentarz, ale wart odpowiedzi.
1) „Nawet osobom, które nie przystąpią do pozwu, to zapadłe orzeczenie pomoże” – owszem pomoże, tak jak pomoże im obecny wyrok ze Szczecina. Ale tylko pomoże, będą musieli udowadniać to samo, a Sąd może, ale nie musi uwzględniać linii innych orzeczeń.
2) Zastępowanie klauzul innymi – ma Pan rację, można ale tylko i wyłącznie jeśli bez klauzul abuzywnych umowa traci sens. U nas umowy po usunięciu punktów abuzywnych zachowują pełną spoistość prawną i zwyczajową.
3) Po co pozew grupowy?
– duuuużo mniejsze koszty;
– brak success fee – większość Kancelarii z jakimi rozmawialiśmy proponowała ten sposób rozliczeń (czyli np. po sukcesie 20% wygranej stanowi dodatkowe wynagrodzenie Kancelarii);
– pozew indywidualny wymaga, nie tylko opłacenia prawnika i to nie mec. Zenona, a kogoś kto będzie mógł skutecznie powalczyć z renomowaną Kancelarią wynajętą przez bank, ale także wielu spotkań z tym prawnikiem i zapewne kilkukrotnego stawiania się w sądzie. Nie każdy ma na to czas i proste możliwości dojazdu.
4) Pozew indywidualny, będący następstwem pozwu zbiorowego, jest konieczny – jego koszty i zasady są uwzględnione w umowie podpisywanej z Kancelarią.
Oczywiście można wybrać drogę indywidualną, ale ja i wiele innych osób woli mieć najwyższej jakości opiekę prawną za sumarycznie nieduże pieniądze, nawet jeśli potrwa to dłużej.