Poniżej cytuję wypowiedź Małgorzaty Rothert opublikowanej na stronie www.ekonomia.rp.pl 26 kwietnia 2015 roku.
23 kwietnia 2015 r. na łamach „Rzeczpospolitej” ukazał się artykuł prezesa mBanku pana Cezarego Stypułowskiego, w którym autor odnosi się do sporu z konsumentami toczącego się od 2009 r., który był przedmiotem postępowania grupowego, a znajdzie swój finał przed Sądem Najwyższym rozpoznającym skargę kasacyjną banku [red. rozprawa się odbyła, wyrok SN poznamy 14 maja 2015 roku].
Pani Małgorzata Rother pełni funkcję Miejskiego Rzecznika Konsumentów w Warszawie.
Jest reprezentantem grupy „Nabitych w mBank”, jednego z największych, jak dotąd w Polsce, pozwu zbiorowego.
————————
W tym sporze miejski rzecznik konsumentów jest reprezentantem grupy 1247 konsumentów. Zatem skoro prezes mBanku zabiera głos na łamach ogólnopolskiego dziennika, uznałam, że nie może w tej dyskusji zabraknąć głosu konsumentów, których jako rzecznik reprezentuję już od pięciu lat.
Choć ani ja jako rzecznik, ani prezes banku nie jesteśmy jako strony w sporze obiektywni, czytelnicy „Rzeczpospolitej” – konsumenci i przedsiębiorcy – muszą mieć zagwarantowaną możliwość dokonywania własnych ocen. A do tego konieczne jest poznanie stanowiska drugiej strony, zwłaszcza że w ostatnim czasie tego typu spory między konsumentami a przedsiębiorcami pojawiają się coraz częściej, i to nie tylko w kontekście kredytów frankowych.
To już sześć lat
W sprawę sporu konsumentów tzw. starego portfela z BRE Bankiem dotyczącego kwestii oprocentowania jestem zaangażowana od 2009 r., początkowo działałam na rzecz indywidualnych konsumentów. Wówczas to konsumenci zorientowali się, że bank wedle sobie tylko znanych kryteriów oblicza i pobiera od nich raty kredytu. Jako reprezentant grupy uczestniczę w tym sporze od kwietnia 2010 r., gdy po raz pierwszy konsumenci zwrócili się do mnie z wnioskiem o reprezentowanie ich praw w sporze z bankiem. Z pełnym przekonaniem 20 grudnia 2010 r. złożyłam do Sądu Okręgowego w Łodzi pozew w imieniu 776 konsumentów.
Zgadzam się ze stwierdzeniem prezesa Stypułkowskiego, że sprawa ma charakter precedensowy. Przede wszystkim konsumenci, stając tak liczną grupą przed sądem, poczuli, że zagwarantowana przez prawo równość stron w relacjach konsumenta z przedsiębiorcą, nawet tak dużym jak bank, ma wymiar realny.
Efektywność prawa jest aspektem, który jest podkreślany na każdym kroku w orzecznictwie ETS i polskich sądów. Chodzi o to, aby prawo kreowało rzeczywiste zachowania wszystkich uczestników rynku, a nie pozostawało tylko spisanym na papierze zbiorem deklaracji o wyrównywaniu szans na linii konsument–przedsiębiorca.
Po niemal czterech latach procesu grupa licząca ostatecznie 1247 konsumentów uzyskała 30 kwietnia 2014 r. prawomocny wyrok Sądu Apelacyjnego w Łodzi, uwzględniający powództwo w całości. 30 kwietnia 2015 r. w imieniu członków grupy będę broniła tego wyroku na rozprawie przed Sądem Najwyższym.
Chciałabym podkreślić, że wszelkie zarzuty formułowane przez pana prezesa w omawianym artykule pod adresem rozstrzygnięć sądów pierwszej i drugiej instancji uważam za bezzasadne. Podnoszenie ich na łamach ogólnopolskiego dziennika, jakim jest „Rzeczpospolita”, na siedem dni przed rozprawą w Sądzie Najwyższym jest co najmniej niestosowne.
Nie było modyfikacji
Nie można zgodzić się zarzutem, iż w styczniu 2013 r. – po dwóch latach procesu – doszło do modyfikacji pozwu. Należy podkreślić, że w okresie tych dwóch lat od złożenia powództwa bank konsekwentnie odmawiał wdania się w spór merytoryczny, warunkując to uprzednim podjęciem przez sąd decyzji w sprawach formalnych, takich jak: dopuszczalność postępowania grupowego, skład grupy oraz żądanie przez bank wniesienia kaucji przez rzecznika (notabene w kwocie ponad pół miliona złotych).
Po definitywnym rozstrzygnięciu przez sąd wszystkich kwestii formalnych kolejno podnoszonych przez bank 9 stycznia 2013 r. złożone zostało pismo, w którym w całości podtrzymałam żądania zawarte w pozwie z 20 grudnia 2010 r. Wobec tego nie bardzo wiadomo, o jakiej modyfikacji pozwu napisał pan prezes Stypułkowski.
Umowy konsumenckie z instytucjami finansowymi, w tym z bankami, z pewnością nie należały i nie należą do prostych, i często budzą wątpliwości co do sposobu ich prawidłowego wykonywania. Zawsze są one jednak zawierane z wykorzystaniem wzorca dostarczanego przez instytucję finansową, w tym wypadku bank, który wie, a przynajmniej wiedzieć powinien, jak je należycie tworzyć i wykonywać. Na tym właśnie tle powstał spór między grupą 1247 konsumentów a bankiem, rozstrzygnięty prawomocnie przez sądy pierwszej i drugiej instancji, które wprost – wbrew temu co twierdzi pan prezes, w sposób jednoznaczny wskazały bankowi, jak należycie wykonywać te umowy.
Konsument w relacji z instytucją finansową jest zawsze słabszą stroną. Sam nie ma szans na podjęcie realnego dialogu z kontrahentem, czego dowodem fakt, że bank w tym sporze – mimo wielu sygnałów od konsumentów indywidualnych składających reklamacje – nie chciał dostrzec, że umowy kredytowe tzw. starego portfela zawierają niedozwolone postanowienia. Dopiero gdy grupa 1247 osób rzuciła bankowi wyzwanie i uzyskała prawomocny wyrok potwierdzający racje konsumentów, pan prezes zajął stanowisko na łamach ogólnopolskiego dziennika, tłumacząc działanie banku m.in. kryzysem finansowym oraz tym, że oszukały go inne banki, które – jak pisze – manipulowały stopą LIBOR w latach 2006–2010.
W każdej instytucji finansowej kryzys wyzwala różne zachowania. W przypadku mBanku opisał je szczegółowo jego prezes pan Sławomir Lachowski w wywiadzie dla portalu Onet.pl, opublikowanym 14 lutego 2013 r. Poruszając kwestie etyki biznesowej, Sławomir Lachowski mówił m.in. o złym wykorzystaniu zapisu umownego dla jednostronnej korzyści banku, które to zachowanie wynikało jego zdaniem z chciwości w okresie zawirowań na rynkach finansowych i polegało na wykorzystaniu zapisu o stopie wewnętrznej.
Jak przyznał były prezes, złamano zasadę, że zysk nie jest najważniejszy, liczy się sposób jego realizacji, a priorytetem jest traktowanie wszystkich klientów tak samo dobrze.
Uzyskany wyrok w obu instancjach, postrzegany przez prezesa mBanku jako „narzucanie” bankowi innego rodzaju oprocentowania, jest niczym innym jak wskazaniem prawidłowego sposobu wykonywania umowy, zawierającym elementy, które z punktu widzenia banku mogą być postrzegane jako niewygodne lub niekorzystne.
Efekt zniechęcający
Taki jest jednak prawny efekt eliminowania z umów postanowień niedozwolonych. Określa się go mianem efektu zniechęcającego, a w orzecznictwie Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości mianem efektu odstraszającego. Chodzi o to, aby dzięki niemu eliminować po stronie przedsiębiorców pokusy wprowadzania niedozwolonych zapisów do wzorców i umów, na które klienci nie mają wpływu.
W rzeczywistości jest to po prostu ponoszenie negatywnych konsekwencji świadomych działań.
Brawo i podziękowania dla Pani Małgorzaty Rothert za pracę na rzecz konsumentów.
Pingback: Małgorzata Rothert (Miejski Rzecznik Konsumentów) – Klient zawsze jest słabszy od banku