Artykuł w Forbes o konfliktach klientów z bankami

Na łamach miesięcznika Forbes ukazał się artykuł Tomasza Jóźwika pod tytułem „Rośnie konflikt na linii banki-klienci„.

Poniżej zamieszczam treść artykułu.
Pojawiają się wypowiedzi z rozmowy przeprowadzonej przez autora artykułu ze mną, z mecenasem Zbigniewem Drzewickim i reprezentantami banków.

Ogólnie w tym numerze z marca 2015r. zamieszczono sporo materiałów o problemie frankowym.

Jesteśmy gotowi na pełną współpracę z klientami zadłużonymi we franku szwajcarskim – deklarują zgodnie bankierzy. Gołębie serce instytucji finansowych twardnieje jednak, kiedy trzeba oddać kredytobiorcom choćby jednego złotego. Dlatego ci się organizują i idą do sądu.

Moje zaufanie do Banku Millennium od kilku lat stopniowo maleje. Bank nie gra fair. Rozwiązywanie problemów z korzyścią dla obu stron? To mrzonka – mówi Piotr Walaszczyk, programista z Wrocławia, inicjator pozwu zbiorowego przeciw Bankowi Millennium.

Do pozwu przyłączyło się już 2300 osób, a kolejne 1300 czeka na przystąpienie. Pozywający, którzy zaciągnęli kredyt hipoteczny indeksowany kursem franka, domagają się usunięcia ze swoich umów klauzul niedozwolonych, na mocy których bank wyliczał wysokość rat w oparciu o kurs franka wyznaczany przez zarząd banku. Argumentują, że kurs ten nie był w żaden sposób związany z rynkowymi notowaniami szwajcarskiej waluty i mógł być ustalany na dowolnym poziomie.

Usunięcie z umów odniesienia do przeliczeń walutowych sprawiłoby, że kredyt stałby się kredytem złotowym, oprocentowanym w oparciu o szwajcarski LIBOR (stopa procentowa ustalana przez największe banki komercyjne na rynku w Londynie). Millennium byłby zmuszony zwrócić klientom różnicę między wysokością faktycznie pobranych rat i tych, które naliczałby, gdyby nie decydował o nich jego własny kurs franka.

W przypadku Piotra Walaszczyka, który w 2006 r. zaciągnął kredyt w wysokości 270 tys. zł, różnica ta – uwzględniająca także inne, mniej istotne opłaty, niesłusznie pobierane przez bank – to 32 tys. złotych. Druga kluczowa kwestia – po ośmiu latach spłaty kredytu Piotr Walaszczyk nie byłby winien bankowi 350 tys. złotych, ale około 164 tys. złotych.

– O tym, że kurs franka decydujący o wysokości rat wyliczany jest w sposób niezgodny z prawem, dowiedziałem się w styczniu 2013 roku. Kilka razy pisałem reklamacje, domagając się, żeby wysokość raty była wyznaczana w oparciu o kurs średni NBP, ale bez skutku. Bank próbował językiem utkanym sformułowaniami prawnymi zniechęcić mnie do dochodzenia własnych racji – mówi Piotr Walaszczyk.

Dopiero później zorientował się, że może domagać się czegoś więcej – zgodnie z polskim i europejskim prawem klauzula niedozwolona jest nieważna od momentu podpisania umowy.

– Przykro mi, ale nie udało mi się znaleźć żadnych śladów inicjatywy klientów polegającej na „dogadaniu się z bankiem”. Nie wiem też, co mogłoby stanowić podstawę prawną takiej umowy – odpowiada Wojciech Kaczorowski, rzecznik Banku Millennium.

Walaszczyk wylicza, że Bank Millennium podwyższył opłatę za konto do obsługi kredytu, przedłużał dodatkowe ubezpieczenie związane z wpisem nieruchomości do księgi wieczystej, nieprawidłowo obliczał kwotę ubezpieczenia niskiego wkładu, nieprawidłowa była również sama konstrukcja ubezpieczenia. Wszystkie te działania zwiększały koszty obsługi kredytu frankowego, z żadnego bank dobrowolnie się nie wycofał. To pokazuje, na ile sposobów banki skubały frankowiczów.

– Zwykły człowiek traktuje banki jak instytucje zaufania publicznego. Rozumiem, że banki muszą zarabiać, ale w tym wypadku zabrakło równowagi między wysokością opłat a jakością świadczonych usług. Byłem „dojony” na każdym kroku – podkreśla Piotr Walaszczyk.

Dążenie do wypracowania jak największego zysku jest działaniem w gospodarce rynkowej zrozumiałym. Presja na banki jest pod tym względem silna, bo większość z nich notowana jest na giełdzie i podlega ciągłej ocenie akcjonariuszy i analityków.

– Z jednej strony mamy badać potrzeby klientów i się do nich dostosowywać. Z drugiej, jest kwartalny plan sprzedaży, który codziennie jest monitorowany i egzekwowany. Na szali leży moja premia albo zwolnienie. Każdego kwartału wyścig zaczyna się od nowa. Czasem mam wrażenie, że zrobił się z nas Amway – mówi dyrektor warszawskiego oddziału jednego z dużych banków.

Kredyty frankowe były dla banków szczególnie opłacalne, bo już w dniu jego wypłaty bank mógł zaksięgować zysk w wysokości kilku procent jego wartości, ze względu na spread, czyli różnicę między ceną, po jakiej kupił walutę, i kursem, po jakim dostarczył ją klientowi.

– Instytucjom finansowym zdarza się ulegać owczemu pędowi i eksploatować popularność niektórych produktów ponad miarę, co niekoniecznie jest najkorzystniejsze dla klientów. W przypadku kredytów we frankach szwajcarskich tok rozumowania banków był następujący: my na kredytach frankowych zarobimy więcej niż na złotowych, ale klienci też będą na plusie, bo zapłacą niższe raty – mówi Marcin Jabłczyński, szef działu analiz w DB Securities.

Niższe koszty obsługi kredytów frankowych w porównaniu ze złotowymi pozwoliły bankom obciążać klientów dodatkowymi kosztami. Jednocześnie całe ryzyko – związane ze zmianą kursu franka, zmianami stóp procentowych, spadkiem cen nieruchomości – znalazło się po stronie klientów.

– W Stanach Zjednoczonych i Europie bankom zdarza się płacić potężne kary, jeśli sprzedadzą produkt, który dla danej grupy odbiorców jest zbyt ryzykowny – mówi Jabłczyński.

Dopiero po gwałtownym wzroście kursu franka w połowie stycznia banki – pod naciskiem Ministerstwa Finansów, Narodowego Banku Polskiego i Komisji Nadzoru Finansowego – zgodziły się wziąć na siebie część ryzyka i uwzględnić ujemny szwajcarski LIBOR w wyliczaniu oprocentowania kredytów. Zobowiązały się też do zmniejszenia spreadu walutowego, dzięki czemu raty klientów wzrosły w znacznie mniejszym stopniu, niż wynikałoby to ze skoku kursu franka. Nie zmienia to faktu, że za frankowy kryzys zapłacili jedynie kredytobiorcy. Banki tylko oddały część swojego zysku.

– Banki w dalszym ciągu zarabiają na kredytach frankowych – mówi Marcin Jabłczyński.

– Od momentu udzielenia kredytu Bank Millennium sukcesywnie podnosił spread: od 2 do 6,14 proc. Ostatnio obniżył go tymczasowo do 3 procent i jest to obecnie najwyższy spread w Polsce – mówi Piotr Walaszczyk.

Zarobek banków na różnicy między kursem kupna i sprzedaży waluty ograniczyła ustawa z 2011 r., która umożliwiła kredytobiorcom spłacanie zadłużenia walutą kupioną w kantorze lub innym banku.

– To, że Bank Millennium nie chce usunąć z umów klientów klauzul niedozwolonych, choć o ich niezgodności z prawem orzekł sąd, dobrze pokazuje, czy środowisko bankowe jest skłonne do kompromisu, czy raczej twardo walczy do samego końca – mówi mecenas Zbigniew Drzewiecki, pełnomocnik klientów Banku Millennium. Obawiam się siły przekonywania banków, które będą powtarzać, że w niebezpieczeństwie znalazł się cały system. Tymczasem bankom grozi jedynie, że będą miały mniejsze zyski – tłumaczy Drzewiecki.

– Wyrok sądu został wydany w trybie tzw. kontroli abstrakcyjnej, która jest kontrolą ograniczoną. W jej ramach sąd bada jedynie wzór umowy, ale nie sposób jego wykorzystania. Na tej podstawie nie jest możliwe automatyczne wykreślenie z umowy kredytowej klauzul uznanych za niedozwolone. Takie działanie może bowiem prowadzić do deformacji istniejących postanowień umowy – odpowiada Wojciech Kaczorowski.

Millennium nie jest jedynym bankiem, który z klientami spiera się do końca. Po trzech latach walki przed sądem sprawę z grupą 1247 klientów kwestionujących sposób wyliczania oprocentowania kredytów frankowych, przegrał mBank. Bank tłumaczy, że klauzule uznane przez sąd za niedozwolone nie były takie w momencie podpisywania umów z klientami. – Wielokrotnie rozmawialiśmy z reprezentacją klientów, dzięki czemu udało się wspólnie wypracować ofertę dla osób spłacających kredyty tzw. starego portfela. Aneksy do umów podpisało kilka tysięcy osób – wyjaśnia Krzysztof Olszewski, rzecznik mBanku.

Pozew przeciw BPH zamierza złożyć około 200 klientów. Podobnie jak w przypadku Banku Millennium, kwestionują oni sposób, w jaki bank wyliczał kurs franka, po którym sprzedawał im walutę.

– Zwracaliśmy się z żądaniem usunięcia z umów klauzul niedozwolonych, bez odzewu ze strony banku – mówi Leszek Kmiecik, jeden z uczestników pozwu. – Czuję się bardzo oszukany. Banki zachowują się nie lepiej niż lichwiarskie firmy, jak Amber Gold.

Poczucie krzywdy Kmiecika wynika także z przekonania, że jemu bank sprzedał franki w 2008 r. po 2 złote, a dziś on oddaje je bankowi, płacąc po 4 złote. To pokazuje eskalację żądań klientów wobec instytucji finansowych, opartych na nieprawdziwych przesłankach. W istocie banki nie zarabiają ani nie tracą na zmianie kursu franka, bo nie wolno im podejmować spekulacji na rynku walutowym – potrzebną do obsługi kredytów walutę kupują i sprzedają na bieżąco.

Do sądów trafiły (lub trafią wkrótce) także pozwy przeciw PKO BP, Aliorowi i Raiffeisen Polbank.

– Szansę na wygraną mają zwłaszcza ci kredytobiorcy, w których umowach znajdują się klauzule niedozwolone lub zapisy do takich klauzul podobnie brzmiące – mówi Drzewiecki.

Odpowiedzialność za kłopoty kredytobiorców frankowych rozkłada się między banki i ich klientów. Klienci rachunek już zapłacili, teraz czas na banki.

Link do oryginalnej publikacji na Forbes.pl: „Rośnie konflikt na linii banki-klienci”

4 komentarze

  1. kowae

    Panie Piotrze, a może można zeskanować ten artykuł i zamieścić w formie PDF’a? (EK)

    1. piotrwk (Autor)

      Pewnie można, ale niedługo pojawi się w wersji elektronicznej.
      Będzie prościej :)

      1. kowae

        OK, czekam więc na link. Pozdrawiam.

Skomentuj

Strona używa plików cookie. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na zapisywanie plików cookie na urządzeniu użytkownika w zależności od konfiguracji przeglądarki. [ więcej ]