Polisolokaty – co to i dlaczego jest/było złe

Chciałbym zacząć temat nieco inny niż kredyty, chociaż w pewnym stopniu z nimi powiązany.

Mam w tym pewien udział własny, podobnie jak w ubezpieczeniu pomostowym, – posiadam polisolokaty czy też polisy inwestycyjne i właśnie walczę z ich dystrybutorami. Chciałem zaczekać z informacjami do czasu jakiegoś sensownego wyniku sprawy, ale napływają do mnie prywatnie informacje, które skłoniły mnie do wcześniejszego poruszenia tematu.

Polisolokata – to dość pojemne określenie.
Zgodnie z definicją jest to krótkoterminowa lokata pozwalająca uniknąć tzw. podatku Belki. Wiąże się to z tym, że bank współpracuje w towarzystwem ubezpieczeniowym dodając, do lokaty zarządzanej przez siebie, jakiś minimalny pakiet ubezpieczenia na życie, co zwalnia z tego podatku.

Jeżeli trafili Państwo na taki produkt, to w sumie nie ma się do czego przyczepić – po prostu bank wymyślił jak obejść przepisy, tym razem zapewniając korzyść klientom.

Zostały jednak wymyślone inne polisolokaty częściej zwane polisami inwestycyjnymi – inwestowanie środków – jednej dużej wpłaty, lub wpłat okresowych (miesięcznych, kwartalnych, rocznych) – w mniej lub bardziej ryzykowne operacje finansowe.

Takie inwestycje często oferowano, a czasem praktycznie wmuszano, podczas zaciągania kredytów.
Za rączkę klienta prowadził doradca, czy akwizytor z dowolnej firmy „Doradców Finansowych”, pokazujący jakie to olbrzymie zyski można osiągnąć inwestując posiadane środki w polisolokatę, a nie przeznaczając ich na wkład własny w kredyt.
Znam przypadki, kiedy na taką inwestycję poszły środki, które pozwoliłyby uniknąć ubezpieczenia niskiego wkładu własnego. Za radą doradcy zostały wciągnięte w powyższe instrumenty.

Gdzieś mniej więcej do 2008 czy 2009 roku polisolokaty, inwestowane w giełdę, środki pieniężne, fundusze, itp. przynosiły w miarę sensowne zyski. Wprawdzie w większości zysk ten pochłaniały opłaty za zarządzanie, ale mimo wszystko można to było uznać za w miarę dobrą inwestycję.
Niestety później nastąpił kryzys finansowy. Pomijając wszelkie mniej lub bardziej spektakularne upadki, to efektem kryzysu było to, że żaden „specjalista”, który zarządzał środkami zgromadzonymi na funduszach, nie był w stanie osiągnąć zysku, który pozwalałby rekompensować kilkuprocentowe opłaty za zarządzanie pobierane od klienta.
Efekt inwestycji jest taki, że środki klienta powoli, ale konsekwentnie topnieją.

Cóż, w tym miejscu można powiedzieć – „zainwestowałeś, nie trafiłeś, przykro nam, zwracamy co zostało – może następnym razem się uda”.
Niestety nie jest to takie proste.

Polisolokaty, w zasadzie chyba wszystkie, mają w umowach/regulaminach zawarte tak zwane „opłaty likwidacyjne” lub inne haczyki, które wiążą inwestora/klienta.
Ich wysokość jest na tyle wysoka, że praktycznie uniemożliwia zerwanie kontraktu.
W pierwszych latach obowiązywania umowy to często było 100%, potem co roku spadało po 5% czy 10% i zatrzymywało się na 10-30% do zakończenia umowy, czyli np. po 20-30 latach.

Wprawdzie Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów wpisał niektóre z opłat likwidacyjnych do rejestru klauzul niedozwolonych, ale zareagował na to jedynie Aegon (po przegranych procesach).
Pozostałe towarzystwa czy instytucje niespecjalnie palą się do uwalniania, jakże dochodowych, klientów.

Podsumowując – jeżeli ktoś zdecyduje się wycofać z polisolokaty, przetrwa ataki i namowy nagle obudzonych z letargu doradców, to jedynym sposobem odzyskania, pozostałych po „inwestycji”, pieniędzy jest wytoczenie powództwa cywilnego.
W prowadzenie tego typu spraw można zaangażować w zasadzie dowolną kancelarię, ale z mojego przeglądu internetu wynika, że niektóre specjalizują się w tego typu sprawach i dzięki opracowanemu już schematowi działają szybciej, lepiej, taniej…

Jeśli ktoś z Państwa miał okazję działać z „doradcami” z Expander, Open Finance, itp., albo ma zawarte jakieś polisy inwestycyjne w Allianz, AXA, Compensa, Generali, Nordea, Skandia, itd., to opisana tu sprawa powinna go zainteresować, a przynajmniej skłonić do zapoznania się ze stanem swojej inwestycji.

Jeżeli temat kogoś zainteresuje, to założę grupę mailową i pociągnę temat także na blogu.
Poszukamy jakiś sprawdzonych sposobów i prawników.
Może warto będzie spróbować kolejnego pozwu zbiorowego.

5 komentarzy

  1. Adam Fus

    Witam, jestem „szczęśliwym” posiadaczem polisy na życie w Skandii. Zostałem namówiony na tą inwestycję przez doradcę Open Finance przy zawieraniu umowy kredytowej z Bankiem Millennium (listopad 2005). Jednorazowo musiałem opłacić składki za 5 lat z góry! Dzięki temu, zgodnie z zapisami w umowie (par. 6 pkt 6) marża banku uległa zmniejszeniu o 0,3 p.p. Zgodnie z punktem 7 tego paragrafu, wygaśnięcie umowy ubezpieczeniowej spowoduje wzrost marży Banku do pierwotnej wartości 1.6 p.p. Od prawie dziesięciu lat z bólem śledzę coroczne wyciągi wykazujące coraz niższą wartość środków zgromadzonych w Skandii. Oczywiście żaden ze mnie inwestor, używam jednego z dostępnych portfeli modelowych – zmienianego parokrotnie z nadzieją na poprawę wyników… Pogodziłem się z myślą, że nic z tym nie mogę zrobić… Jeżeli jest jakaś szansa na rozsądne pozbycie się tej polisy z chęcią się zaangażuję. Pozdrawiam

    1. piotrwk (Autor)

      To podobnie jak ja, chociaż mnie nie złapano na obniżenie marży, a na perspektywę zysków. Dwa razy chciałem już tym rzucić, ale zawsze pojawiał się nowy doradca, który obiecywał lepszą „opiekę” (nawet była przez kilka następnych miesięcy) lub zmianę na inną „inwestycję”, która niedługo da spore zyski i dawałem się przekonać.

      1. lu

        mi też proponowano taki produkt z perspektywą zysków. Tylko dlatego w to nie wdepnęłam, że moje mieszkanie wymagało remontu i tu miałam lokować wszelkie nadwyżki, i nie miałam kasy do zainwestowania w ten „produkt”. Opatrzność czuwała.

  2. Adam Fus

    Ja chyba jednak rozwiążę umowę, wypłacę tyle ile mogę kosztem wzrostu marży banku i będę mieć przynajmniej spokój i trochę grosza na czarną godzinę…

    1. piotrwk (Autor)

      Oczywiście, że można. Takie było założenie TU. Albo skubią długo i powoli, albo jak klient nie może to na raz, ale dużo, żeby na premie starczyło.
      Ostatecznie po to się hoduje (edukuje w bierności) owce, by je móc spokojnie strzyc :-)

Skomentuj

Strona używa plików cookie. Korzystanie z witryny oznacza zgodę na zapisywanie plików cookie na urządzeniu użytkownika w zależności od konfiguracji przeglądarki. [ więcej ]